piątek, 7 listopada 2014

3

            Starszy mężczyzna ospale pisał białą kredą na czarnej tablicy jakieś skomplikowane wzory pełne cyfr i symboli matematycznych. Widocznie znudzony zapisywał kolejne liczby, nawet nie patrząc czy studenci chociaż są zainteresowani tym co właśnie robi. W sumie sam niezbyt zwracał uwagę na to wszystko, chociaż był wykładowcą. Widząc jego twarz, gdzie czas zostawił swoje piętno w postaci zmarszczek i zapadłych policzków, miało się wrażenie, że ten mężczyzna już wiele przeszedł i nie ciekawi go życie. Kiedy spojrzało się w te błękitne oczy, które sprawiały wrażenie martwych było pewne, iż jest obojętny na wszystko. Może kiedyś kochał swoją dziedzinę naukową, jednak teraz robił to z przymusu. Matematyka przestała sprawiać przyjemność jaką kiedyś musiał odczuwać jako student, wszystko po prostu było pustymi i bezwartościowymi liczbami. Wykładowca odsunął się od tablicy i niechętnie upewnił się czy przypadkiem gdzieś nie popełnił błędu. Kiedy uznał, że wszystko się zgadza obrócił się w stronę ław uczniowskich. Niewielu studentów było na zajęciach, jedni kończyli projekty a inni męczyli się z pisaniem podań. W sumie wolał, by nikt dzisiaj nie przyszedł na wykłady, przynajmniej mógłby spokojnie napić się kawy. Powolnym krokiem podszedł do katedry i zaczął monotonnym głosem tłumaczyć zastosowanie wzoru. Nie zwracał uwagi czy słuchacze nadążają albo go rozumieją. Chciał jak najszybciej to wszystko zakończyć. W pewnym momencie jego wzrok zatrzymał się na rudym studencie, który sumiennie wszystko zapisywał. Mimo swojego zaskoczenia nawet się nie zająkał i ciągle tłumaczył co się skąd wzięło we wzorze. Profesor nie mógł zrozumieć, dlaczego Soran siedzi w Sali i notuje zamiast pisząc podanie. By zatuszować bezczelne wpatrywanie się w rudzielca, zajął się przesuwaniem tabliczki z grawerem „Alexander Valder”, która jego zdaniem była niepotrzebnym wymysłem dyrekcji.
- Teraz wykonajcie obliczenia do zadania trzeciego z podręcznika– powiedział i usiadł w swoim fotelu.
Alexander nawet nie miał zbytniej ochoty, by zobaczyć jak zaczynają obliczenia. Nawet jak go nie słuchali to wiedział, że sobie poradzą. W końcu miał przed sobą studentów działu fizycznego. Jego uwagę za to zwracał Soran. Sam nie potrafił zrozumieć jak ktoś może przekładać naukę nad tak ważną sprawę. Oczywiście słyszał plotki, że Oxerian jest typowany do targów oraz znał jego wyniki w nauce, jednak nie pokładał w nim zbytnich nadziei. Był jedynym wykładowcą, który nie dostrzegał tak zwanego geniuszu obywatela byłej Czwórki. Nawet teraz nie był pod wrażeniem, kiedy Soran odstawił pióro jako znak, że zakończył swoje obliczenia. Bardziej go to zdenerwowało niż ucieszyło, ponieważ oznaczało, że musi podnieść się z fotela i zobaczyć co chłopak napisał. Wykonał tą czynność powoli, głównie z powodu uciążliwego reumatyzmu. Gdy stanął przy ławce i wziął zeszyt dostrzegł coś nowego. Na marynarce rudzielca była przypięta plakietka z rzymską czwórką, co musiało oznaczać pewien bunt co do decyzji Wielkiego Dowódcy. W tym momencie zabrzmiał dźwięk dzwonka, który sygnalizował zakończenie zajęć. Studenci zadziwiająco szybko opuścili salę, jakby była przedsionkiem piekła. Został jedynie Soran, który czekał na oddanie zeszytu.
- Oxerian, wynik jest dobry ale mam jedno zastrzeżenie, które świadczy o twej głupocie – odezwał się Profesor Valder. – Musisz się nauczyć odróżniać cyfry rzymskie.
Oddał kajet młodzieńcowi, który przybrał jak najbardziej poważną minę. Powstał ze swojego miejsca i chowając zeszyt do torby, opuścił bez słowa salę wykładowczą. Alexander powolnym krokiem powrócił na podest, by zabrać swoje rzeczy z katedry. Właśnie teraz zakończyła się jego praca i mógł spokojnie zająć się wygrzewaniem bolących stawów.
- Mimo iż deklarujesz, że go nie lubisz to i tak ulgowo go traktujesz – odezwał się męski głos.
Alexander nawet się nie obrócił. Znał jego właściciela zbyt dobrze, w końcu wykładowcy z wydziału nauk ścisłych ciągle na siebie wpadali. Zwłaszcza Valder miał szczęście lub nieszczęście natykać się na dość młodego wykładowcę astronomii – Gorana Becka.
- Nie wnikam skąd Twój brak umiejętności w poprawnym analizowaniu sytuacji – odezwał się Alexander i chował niezjedzone śniadanie do torby.
- A ja nie pytam dlaczego nie chcesz się do tego przyznać.
Starszy mężczyzna zszedł powoli z podwyższenia i wyminął astronoma, który siedział na jednej z ławek. Wystarczył jeden rzut oka, by zobaczyć, że Goran jest typem osoby, który cieszy się z życia. Wieczny uśmiech na twarzy, kurze łapki w kącikach oczu świadczyły, że ten człowiek jest radosny. Był całkowitym przeciwieństwem Alexandra, którego to drażniło.
- Beck, głównie faworyzujesz Oxeriana, ponieważ widzisz w nim swoje podobieństwo. Tak samo jak ty kocha to co robi… - mówił idąc w stronę drzwi. – Ja tego nie robię, ponieważ wiem jak oboje skończycie.
- Czyli jak? – zapytał widocznie rozbawiony mężczyzna.
- Tak samo jak ja.

            Soranowi udało się przez większość zajęć uniknąć zarzuceń na temat niezmienionej plakietki. Dobrze wiedział, że łamie regulamin akademii ale nie potrafił pogodzić się z rzeczywistością. Nawet nie napisałby podania o przedłużenie wizy, ale wyręczył go w tym Felix. Zresztą zostało ono wysłane bez poinformowania Sorana o tym fakcie. Był wściekły na swoich lokatorów, jednak gdzieś tam w głębi także dziękował. Nie chciał opuszczać akademii, ale nie należał do typu osób potulnych, które zgadzają się z zdaniem innych. Był znany z pewnego buntu i widocznie dzięki temu nauczyciele przymykali oko na to wykroczenie. Jednak podczas zajęć z analityki profesor nie miał zamiaru odpuścić. Oxerian nawet był świadomy dlaczego tak się stało. Po prostu był lepszy od pupila nauczyciela oraz nie raz podważał autorytet analityka. Jednym słowem był znienawidzony przez wykładowcę. Dlatego starając się zachować kamienną twarz odebrał pismo z uwagą, które miał zanieść do zarządu uczelni. W duchu miał nadzieję, że mu się poszczęści i Ojca Dyrektora nie będzie w gabinecie. Już zbyt wiele razy tam lądował i ciągle w pamięci miał chłosty jakie zostały mu nadawane. Nawet nie chciał wiedzieć co grozi za takie wykroczenia jak noszenie złej plakietki. Przez długi czas wahał się stojąc przed drzwiami do siedziby zarządu akademii. Zastanawiał się czy na pewno ma iść z tak błahym powodem jak zła cyfra.
- A ty już narozrabiałeś – rozpoznał głos Profesora Valdera. – Mówiłem Ci byś nauczył się tych liczb rzymskich.
Soran nie potrafił powiedzieć dlaczego akurat wykładowca matematyki go nie lubi. Spojrzał na mężczyznę, który był już ubrany w stary, znoszony płaszcz oraz z kapeluszem na głowie. Miał wrażenie, że nauczyciel powinien znajdować się w muzeum jako antyk, ponieważ tak teraz wyglądał. Jakby urwał się z innej epoki.
- Ja po prostu nie rozumiem jak w akademii gdzie zakazany jest temat polityki, karze się nosić plakietki z numerami dystryktów. Powszechnie wiadomo, że niektóre z nich prowadzą między sobą rywalizację a mieszkańcy za sobą nie przepadają – powiedział wzruszając ramionami.
Dla niego było to absurdalne jak większość rzeczy. W sumie rzadko się w czymś zgadzał jeśli nie chodziło o fizykę. Starał się nie zwracać uwagi na to jak te obojętne oczy się w niego wpatrują.
- Pokaż tą uwagę.
Podał Alexandrowi kartkę, a ten zaczął czytać co zostało zapisane przez analityka. Nie spieszyło się młodzieńcowi na spotkanie z dyrektorem, więc w duchu dziękował tym flegmatycznym ruchom. Nie chciał wnikać dlaczego matematyk prosi o adnotację, to było niezbyt istotne by sobie zaprzątał tym głowę. Z tego stanu wyrwał go dźwięk dartego papieru. Zaskoczony obserwował jak jego uwaga rozlatuje się we fragmentach po korytarzu. Już chciał się o to zacząć czepiać, ale przypomniał sobie, że może tak uniknąć kary. Jednak już po chwili trzymał w ręku kolejną kartkę, która została podpisana przez Valdera. Ku jego zaskoczeniu nie miała koloru czerwonego jak notatki z uwagą tylko zielony, czyli pochwałę. Chciał podziękować za ten niespodziewany akt dobroci, ale profesor zadziwiająco szybko się oddalił, jak na starca chorego na reumatyzm. Soran został sam ze swoim osłupieniem.
            W gabinecie Dyrektor niedowierzająco zerkał na obywatela byłe Czwórki to na pochwałę. Powszechnie było wiadomo, że wykładowca Alexander jest na tyle obojętnym i zgorzkniałym starcem, że nikomu nie wystawia takich dokumentów, a zwłaszcza dla Sorana. Mężczyzna odchylił się na fotelu pozwalając swojemu brzuchu trochę odpocząć i swobodnie się rozłożyć fałdkom tłuszczu. Podpisał pochwałę jako dowód, że dokument do niego dotarł i jeszcze raz spojrzał na rudzielca. Soran miał wrażenie, że mimo wszystko Ojciec Dyrektor mu nie wierzy. W końcu taki rozrabiaka i buntownik ma być pochwalony, co wydaje się absurdalne. Mężczyzna otworzył jedną z szuflad i wyciągnął plik kartek, przestając przy tym wpatrywać się w studenta. Gdy znalazł to co chciał, uśmiechnął się podejrzanie.
- Oxerian, możesz się już spakować.
- Co? – krzyknął nie wierząc w to co usłyszał.
- Opuszczasz Akademię.
Miał wrażenie, że cały świat zaczyna mu się walić pod nogami. Był najlepszym uczniem na swoim wydziale a teraz ma wracać do domu. Czuł się na straconej pozycji, wszystkie jego wysiłki poszły na marne. Po raz pierwszy niemiał siły się wykłócać. Po prostu z jego oczu popłynęły łzy. Czuł żal i nienawiść do Dyrektora, który ciągle się uśmiechał. W końcu widok płaczącego młodzieńca musi być zabawny.
- Radzę Ci się pospieszyć, ostatni pociąg odjeżdża za godzinę – położył na biurku bilet. – Pamiętaj stacja siódma, kierunek Dystrykt Zero.

            Na dworze zaczął wiać silny wiatr i Felix uparcie walczył z nim, by dotrzeć do kampusu. Był drobnej budowy i silne porywy wiatru powodowały, że się po prostu zataczał. Wyklinał wszystko co mu na myśl przyszło i parł do przodu, mając nadzieję, że spokojniej zrobi się między budynkami. Gdy myślał już, że da radę dojść to na kogoś wpadł. Zirytowany zaczął wyzywać winną osobę, ale przestał gdy rozpoznał rudą czuprynę.
- Co ty tu robisz? – krzyknął chcąc zagłuszyć wiatr.
Dopiero po chwili dostrzegł walizkę w rękach Sorana. Czuł, że zaczyna łapać go strach. Najgorsze wizje pojawiły się przed oczyma, jak jego przyjaciel nie otrzymał wizy i musi wyjechać. Ten, który miał reprezentować akademię na targach, właśnie wraca do domu.
- Nie mam czas by stać, jak mnie odprowadzisz to wszystko Ci wytłumaczę – krzknął Oxerian.
Brunet kiwnął głową i przyjemnie odkrył, że w tą stronę wiatr zamiast przeszkadzać to pcha. Dopiero gdy znaleźli się przy zabudowania stacji, ucichło na tyle by mogli swobodnie rozmawiać, dlatego Soran tutaj rozpoczął rozmowę.
- To wydaje się nie możliwe i skomplikowane, ale jadę już teraz do Zerówki – Felix otwierał usta by wydać siebie okrzyk zaskoczenia. – Wstrzymaj się z darciem… Widzisz, w skrócie  szedłem z uwagą ale profesor Valder ją porwał i wypisał mi pochwałę. Dałem ją Dyrektorowi, a ten powiedział, że to brakujący podpis by w trybie natychmiastowym i bez prezentacji wysłać mnie do Zerówki. Robią Transfer i teraz tam mam kontynuować naukę.
Obywatel Trójki zrobił przysłowiowego karpia i wpatrywał się w przyjaciela z niedowierzaniem. Oprzytomniał gdy znaleźli się w budynku dworca. Zdjął szybko okulary i przetarł oczy, chcąc zatuszować swoje wzruszenie.
- I teraz nas opuszczasz? Spróbuj mi tylko wrócić a nakopię Ci w te cholerne cztery litery, rozumiesz? Masz do czegoś dojść bym czytał o tobie w podręcznikach i mógł się chwalić, że znam tego gościa.
Soran zaśmiał się serdecznie i przytulił bruneta. Rozległ się gwizd, więc chwycił za walizkę i wskoczył do wagonu.
- A! I chcę was zobaczyć na targach! Napiszę jak będę na miejscu! – krzyczał stojąc w drzwiach odjeżdżającego pociągu.
Felix długo jeszcze patrzył się w zakręt gdzie zniknęła maszyna. Nie wierzył, że wszystko potoczyło się tak szybko. Teraz został tylko on i Wolfgang. Czuł, że nie będzie już to samo, ale będą musieli sobie dać radę. Niechętnie uzmysłowił sobie, że ma teraz większą drogę do kampusu i to pod wiatr.
- Eh… I to ja mam teraz wysłuchiwać narzekań Wolfganga, że jako ostatni się dowiedział.

Ciężko westchnął i lekko przybity ruszył w drogę powrotną.

środa, 23 lipca 2014

2

            Wyjątkowo tej nocy, żadne z nich nie spało. Soran siedział nad zeszytem i sumował kolejne kolumny cyfr. Oboje nie mieli odwagi mu przeszkodzić, ponieważ źle wspominali dzień gdy raz to zrobili. Rudzielec pomylił się w liczeniu i z rządzą mordu przyglądał się współlokatorom. Od tamtej chwili nawet Wolfgang – specjalista w  wkurzaniu obywatela Czwórki; nie podchodził do jego biurka. Więc próbowali skupić się na pracach, które zadano im na następne zajęcia. Niestety jako, że tak późna pora nie należała do czasu kiedy normalnie się uczyli, więc kilka razy czytali to samo zdanie. W końcu Wolfgang odrzucił na bok książkę i nerwowo poczochrał swoje włosy. Felix spojrzał na niego zaskoczony, ale nic nie mówił.
- Cholera teraz przez was spać nie mogę – sapnął.
- A co ja Ci zrobiłem? – przeraził się brunet.
Nim zdążył zareagować oberwał w głowę egzemplarzem historii Wielkich Dowódców. Niestety książka była gruba, bo trochę ich się przewinęło przez świat. Czuł jak traci równowagę i z hukiem przewrócił się wraz z krzesłem. Długo nie musieli czekać, aż do ich pokoju zacznie się dopijać jeden z sąsiadów z dołu. Blondyn nawet nie wskazywał jakichkolwiek zamiarów otworzenia, wkurzonemu sąsiadowi. W końcu Soran klnąc pod nosem, podniósł się z krzesła i przybierając swoją groźną minę, otworzył drzwi. Zamiast usłyszeć krzyków, o tym że zakłócając ciszę nocną, rozległ się wrzask obywatela Czwórki. Soran żalił się, że przez niego pomylił się w obliczeniach i od nowa musi sumować wszystkie kolumny. Nie dziwili się przerażeniu sąsiada, ponieważ każdy wiedział, że najgorszą rzeczą dla osoby z wydziału przyrodniczego jest pomylenie się w obliczeniach. Na dodatek Soran był na oddziale fizyczny i jego życie wypełniały rzędy cyfr i wzorów. Dla humanistycznych umysłów Felixa i Wolfganga było to przerażające. Tak samo jak dla obywatela Czwórki wszelkie masy książek pełnych informacji, których nie potwierdzi się obliczeniami. Jednak najbardziej odstraszała go Etnografia, której studenci potrafili wybrać każdego na swój obiekt obserwacji. Nie ważne kim była dana osoba, jeżeli liczyły się wyniki. W tym momencie były łamane wszelkie granice, nawet prywatności. Dlatego mało etnografów miało jakichkolwiek znajomych. Nim skończył prawić kazanie biednemu sąsiadowi z dołu, Wolfgang odciągnął go na bok i przeprosił chłopaka. Trzasnął drzwiami i spojrzał na kumpla. Rudzielec jedynie fuknął pod nosem i powrócił do swoich obliczeń. Felix spojrzał na blondyna, który wydawał się czymś strapionym.
- Muszę na chwilę wyjść… - mruknął obywatel Dwójki. – Idziesz Felix?
Brunet wydawał się zaskoczony, ale już po chwili zakładał płaszcz i opuścili razem pokój. Szli w milczeniu po słabo oświetlonych uliczkach kampusu. Mieszkaniec Czwórki spoglądał na blondyna starając się zrozumieć po co wyszli. Nic jednak nie mówił, ponieważ wiedział, że Wolfgang wszystko wytłumaczy kiedy uzna to za stosowne. Postanowił więc rozejrzeć się po uśpionym kampusie. Niby nie było jeszcze ciszy nocnej, ale mało osób przechadzała się uliczkami. W sumie się temu nie dziwił, ponieważ zbliżały się egzaminy i każdy chciał wykorzystać maksymalnie czas jaki został na ulepszenie swoich prac. Felix już dawno napisał projekt, który będzie przedstawiał przed komisją egzaminacyjną i ma nadzieję, że uzyska promocję na kolejny rok. Mimo tak dużej ilości studentów miejsca na akademii są ograniczone i trzeba się wykazać by móc kontynuować naukę przez kolejny rok. Mógł w sumie uczyć się na akademii w swoim dystrykcie, ale ta szkoła położona na granicy trzech dystryktów, była najlepszą i do tego niezależną politycznie.
- Czy spotkałeś się kiedyś z wzmiankami o samojezdnych pojazdach? – mruknął Wolfgang.
Felix spojrzał na przyjaciela zaskoczony pytaniem. Mógł się domyślić, że blondynowi chodzi po głowie dzisiejsze wydarzenie. Zdjął z nosa okulary i zaczął je przecierać chusteczką. Nie były brudne, ale to był taki jego odruch, kiedy musiał się nad czymś porządnie zastanowić.
- Cóż… W księgach dostępnych na uczelni nic o tym nie ma… - zmarszczył brwi i uniósł okulary by sprawdzić czy nie ma smug. – Jednak nie wiem jak jest w dziełach zakazanych.
- I raczej się nie dowiemy, wszelkie tego typu publikacje zostały unicestwione albo znajdują się w Zerówce.
Brunet założył okulary i wzruszył ramionami. Nigdy nie miał w swoich rękach zakazanego dzieła, ale dobrze wiedział, że ponad sto lat temu odbyła się gruntowna czystka w literaturze. Za każdym razem jak nad tym rozmyślał, miał wrażenie, że musiało zdarzyć się coś ważnego, że rząd był zmuszony to zatuszować. Mógł jedynie gdybać co to było, ponieważ po tylu latach nie ma już żadnych wzmianek na temat tego co było przed rewolucją. Wszystkie badania były zakazane i sam nie raz wątpił czy cokolwiek jeszcze zostało po tych czasach. Jego przyszła praca miała polegać na studiowaniu tego co miało miejsce po wyznaczeniu Pierwszego Wielkiego Dowódcy.
- Chyba, że… - szepnął Wolfgang. – Czy nie zbliżają się targi w Dystrykcie Zerowym? Te na, które mają jechać najlepsi studenci z każdego wydziału?
Felix szybko zrozumiał o co chodzi jego przyjacielowi. Każdy student marzył, by wyjechać na targi nauki, pokazać się elicie z Zerówki i liczyć, że zechcą go zatrzymać. Tylko wybitne jednostki mogły pracować i żyć w otoczeniu Wielkiego Dowódcy, wiedzieć co się dzieje na tym świecie i to na bieżąco. Nie martwić się czy następnego dnia będzie mieć gdzie pracować, co włoży do garnka albo jak długo da radę utrzymać rodzinę.
- Mówisz serio? Przecież tyle genialnych studentów startuje! W życiu się nie wybijemy.
- Tak bardzo we mnie wątpisz? – spytał z nikłym uśmiechem.
- Nie – zaśmiał się. – Raczej w siebie.

            Przez następne dni wyczekiwali wezwania na apel, gdzie jak się spodziewali zostanie ogłoszona informacja polityczna. Jednak nic na to nie zapowiadało i wszystko toczyło się normalnym życiem. Każdy zajmował się ulepszaniem swoich prac, z nadzieją, że to właśnie oni będą wybrani do targów. Soran nie odrywał się od obliczeń nawet za dnia, przez co na zajęciach zazwyczaj spał, a wykładowcy nawet nie zwracali na to uwagę. Wolfgang uparcie przynosił nowe książki do pokoju, powodując, że dostęp do jego biurka graniczył z cudem. Pozostali współlokatorzy nie mogli rozgryźć w jaki sposób, blondyn wydostaje się spod sterty książek. Natomiast Felix studiował każdą mapę jaka dostała się w jego ręce i dopisywał to nowe rzeczy do swoich notatek. Nie wierzył w to, że da radę zaliczyć się do grona wysłanych do Dystryktu Zerowego. Zbyt wiele studentów było do niego lepszych i ślepo podążali zgodnie z informacjami w podręcznikach, on sam chciał wybiec poza ten schemat. Dlatego postanowił zaryzykować i przedstawić to wszystko z innego punktu widzenia egzaminatorom. Wiedział, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo wyrzucenia go z uczelni przez poglądy, ale uważał, że tylko raz się żyje. Jeśli nie spróbuje może żałować tego do końca swoich dni. Powróci do swojego miasta i będzie musiał znaleźć jakąś pracę, by zapewnić sobie jakąś nikłą przyszłość.
            Drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem, a w progu stał zasapany Soran. Spojrzał na swoich przyjaciół i otwierał usta by coś powiedzieć, jednak żadne słowo się z nich nie wydobywało. Tak bardzo chciał im przekazać nowinę, że zapomniał języka w gębie. Wykonywał jakieś chaotyczne gesty, by w końcu paść na swoje łóżko. Czuł, że traci siły po przebiegnięciu takiej drogi oraz wspinaniu się po schodach, ale to co chciał powiedzieć było warte takiego wysiłku. Felix zerknął na Wolfganga, który był tak samo zdezorientowany. Żaden z nich nie domyślał się o co może chodzi, a obywatel Czwórki był zbyt zdyszany, by cokolwiek z siebie wydusić. Blondyn wygrzebał się spod swoich książek i stanął nad łóżkiem Sorana z krzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.
- Może łaskawie jednak nas uraczysz informacją dlaczego tak wpadłeś i przeszkodziłeś nam w pracy?
- Jestem… - wyjąkał. – Jestem…
Pochylili się nad rudzielcem nie mogąc ukryć swojego zaciekawienia, a ten uśmiechnął się szeroko. W jego oczach pojawiły się łzy szczęścia i bez namysłu wyciągnął ręce, by po chwili przytulić swoich współlokatorów.
- Jestem nominowany do targów! – krzyknął radośnie.
Felix i Wolfgang spojrzeli po sobie całkowicie zaskoczeni. Nie wiedzieli co odpowiedzieć, ale cieszyli się wraz z przyjacielem. Nie przejmowali się tym, że pozycja w jakiej się znaleźli nie należała do najwygodniejszych. Po prostu teraz to się nie liczyło, ponieważ ich kompan miał szansę na wspaniałą przyszłość.
- Ale przecież jeszcze nie było prezentacji? Skąd to wiesz? – zdziwił się brunet.
Soran puścił mężczyzn i otarł łzy, tak bardzo był szczęśliwy, że nie potrafił tego wyrazić. Chciał teraz oddać się błogiemu stanowi, który zapanował w jego sercu. Dobrze wiedział, że jeśli popisze się przed egzaminatorami to wyjazd do Zerówki będzie tylko kwestią czasu.
- Wykładowca powiedział mi, że jestem wybitnym uczniem i jeśli moja prezentacja będzie na tym samym poziomie co praca na zajęciach to na pewno się dostanę.
Wolfgang podszedł do szafki i wyciągnął z niej ciemną butelkę z jakąś cieczą. Wytłumaczył, że jest to wino, które trzymał na odpowiednią okazję, a teraz nadszedł moment by je wypić. Przyjaciel zaprzeczył, wiedząc, że to nie jest byle alkohol. Należał do rarytasów i to bardzo kosztownych. Musiałby pracować przez cały rok, by zdobyć jedną taką butelkę, a teraz blondyn chciał ją wykorzystać z powodu tak mało ważnej sytuacji. Jednak obywatel Dwójki nie przejmował się protestami i otworzył wino, które rozlał do szklanek.
- Wypijmy za twój wyjazd do Zerówki!


Rozległ się dźwięk dzwonu. Wszyscy zamilkli słuchając. Gdy nastała kompletna cisza, było wiadome co się stało. Wolfgang pierwszy rzucił się w stronę szafy i w pośpiechu zaczął się ubierać. Soran nawet nie wysilał się i jedynie założył buty. Ostatni ubrał się Felix, który poszukiwał zgubionych okularów. W pośpiechu zbiegli po schodach i jak wszyscy uczniowie ruszyli w stronę placu. Coś ważnego się wydarzyło i zgodnie z zasadami ogłoszenie miało być wydane od razu, bez względu na porę. Wolfgang i Felix dziwili się jedynie, że tak późno zwołano apel. Byli pewni powiązania tej sytuacji z przyjazdem posłańca na samojezdnej maszynie.
Mimo wszechobecnego pośpiechu, każdy student ustawił się na miejscu swojego oddziału. Na podeście stał Ojciec Dyrektor, który mierzył wzrokiem plac pełen młodzieży. Jeden z pracowników uczelni podsunął mikrofon, który zawył niemiłosiernie.
Rozległy się szmery, pełne przypuszczań tego czego może dotyczyć owy dekret. Ojciec Dyrektor zgromił spojrzeniem najbliższy wydział, co poskutkowało ciszą.
- Dzisiejszego dnia Dystrykt Czwarty został wcielony do Dystryktu Trzeciego!
Felix odruchowo rozejrzał się za oddziałem Fizycznym, ale nie mógł ujrzeć Sorana. Poczuł jak ktoś ciągnie go za rękaw. Spojrzał na Wolfganga, który dyskretnie przysunął się do niego. Oboje wiedzieli, że ich przyjaciel nie jest teraz w najlepszej formie.
- Uczniowie, którzy byli obywatelami Czwartego Dystryktu, proszeni są o zgłoszenie do zarządu gdzie ich plakietki zostaną wymienione, a zarazem dowiedzą się pod jaką Republikę podlegają. Przypominam, że mają obowiązek o napisanie podania do Senatora Dystryktu Trzeciego o przedłużenie wizy na przebywanie w naszej uczelni.
Dyrektor powoli się wycofał, a studenci zaczęli się rozchodzić do pokoi. Łatwo było rozpoznać obywateli byłej Czwórki, którzy zdezorientowani rozglądali się na około. Za każdym razem gdy nowe ziemie były przyłączane do innego Dystryktu, odbywał się pewien proces segregacji. Wszyscy którzy uczyli się w innym Dystryktu byli sprawdzani i zazwyczaj połowa nie dostała zezwolenia na przebywanie po za granicami ich rodzinnych ziem. Wtedy najlepsi mogli mieć pewność, że nie zostaną odesłani z pustymi rękoma. Tak samo było z pracą. Nagle miejscowe fabryki i zakłady pracy, przechodziły do nowych rąk i rozpoczynało się masowe zwalnianie.

            Zmartwieni powrócili do pokoju, gdzie ku ich uldze zastali Sorana. Chłopak nerwowo notował coś w zeszycie i mamrotał pod nosem. Nie wyglądało by przejął się tym co usłyszał. Jednak oboje wiedzieli, że jest inaczej. Od razu rzucała się w oczy plakietka z rzymską trójką, która leżała na biurku, ale na marynarce ciągle znajdowała się ta stara.
- Soran… -szepnął Felix.
- Czego? Ja tu liczę! – fuknął nie odwracając wzroku znad kartek.
- Na chwilę przestań udawać, że rachujesz i spójrz na nas! – warknął Wolfgang.
Rudzielec niechętnie obrócił się na krześle i spojrzał na przyjaciół. W jego oczach była nienawiść, ale uspokoił się gdy zauważył szczere zmartwienie na ich twarzach. Mimo krótkiej znajomości bardzo się do siebie przywiązali i byli gotowi zrobić wszystko by pomóc drugiemu.
- Nie masz co się martwić, bo na pewno Ciebie nie odeślą – zaczął mówić blondyn.
- Dobrze prawi Wilczek… Jesteś nominowany do targów w Dystrykcie Zerowym! – podekscytował się Felix. – Przecież  byle kogo tam nie wysyłają.

Soran machnął na nich ręką i spojrzał przez okno. Jeszcze parę chwil temu był szczęśliwy. Jego serce się radowało na myśl, że pojedzie na targi. Nawet pił wino, o czym nigdy by w życiu nie marzył. Jednak teraz głowa była pełna przerażających myśli. Co będzie teraz z jego rodziną? Czy przedłużą mu wizę? Nawet jeśli, to nie chcę obciążać rodziców, gdyby któreś z nich straciło pracę. Starał się sam utrzymywać na akademii, ale tak bardzo bał się o krewnych. Miał przecież młodszą siostrę, która nie powinna zaznać nieszczęścia związanego z upadkami firm. Tak bardzo chciał teraz by ten dzień w ogóle nie nastał.


______________________________
I po długiej przerwie pojawia się drugi rozdział. Przepraszam, że tyle to trwało ale ten świat jest bardzo skomplikowany i dopiero później zrozumiecie o czym mówię. Przez ten cały czas robiłam notatki z zasad panujących oraz mapy, by łatwiej mi było pisać. Czy mi to rzeczywiście pomoże? Nie wiem, ale jakby coś zawsze mam ściągę. c: 

środa, 1 stycznia 2014

1

            Po korytarzu przechodziło wiele mężczyzn ubranych tak samo: czarne spodnie i krawat oraz biała marynarka. Jedynie różniły się złote plakietki, które miały wygrawerowane rzymskie cyfry. Wśród spieszących się ludzi, odstawał jeden młodzieniec. Stał oparty o ścianę i wpatrywał się w wielką tablicę ogłoszeń. Jakiś mężczyzna stał na drabinie i próbował przytwierdzić coś do tablicy, ale za każdym razem tracił równowagę i musiał przerywać swoje zadanie. Chłopak ziewnął i przeczesał ręką rude włosy. Wydawał się znudzony, podejrzliwymi spojrzeniami mijających go osób. Nie zwracał na nich uwagę tak samo jak oni przyglądali się jemu zaniedbanemu mundurkowi. Marynarkę miał rozpiętą, krawat poluzowany, a biała koszula wychodziła ze spodni. Sprawiał wrażenie osoby niechlujnej i niepasującej do tego otoczenia.
- Soran…
Obrócił się w stronę, z której dobiegał głos. Podszedł do niego mężczyzna, który próbował domknąć teczkę by nie wypadały z niej kartki. Miał krótko ścięte brązowe włosy, zielone oczy, które patrzyły na niego przez okulary z grubymi oprawkami. W porównaniu do Sorana był niski a jego mundurek wyglądał nienagannie, natomiast na  plakietce zamiast rzymskiej czwórki widniała trójka.
- Felix…- westchnął rudzielec. – Dlaczego jako ostatni wychodzisz z zajęć?
Wspomniany spojrzał na niego znacząco i poprawił teczkę pod pachą.
- W porównaniu do nauk przyrodniczych, na wydziale humanistycznym mamy wiele notatek i czasami trudno je ogarnąć.
- Więc jakim cudem twoi znajomi wychodzą szybciej?
Brunet wywrócił oczyma i ruszył korytarzem. Soran niechętnie przestał podpierać ścianę i poszedł za przyjacielem. Nie doczekał się odpowiedzi i nawet jej się nie spodziewał. Zbyt dobrze znał Felixa by go zadziwił. Gdy cały tłum szedł prosto, oni skręcili w boczny korytarz. Mało osób niepotrzebnie wchodziło na ten wydział. Już sam wielki napis na ścianie „Etnografia” odstraszał niechcianych gości. Spoglądali na siebie znacząco, próbując zmusić drugiego by wszedł pierwszy.
- Wiesz co… - zaczął Soran, a Felix przyjął postawę obronną. – Dowiedziałem się czegoś ciekawego…
Brunet przestał osłaniać się teczką, z której zaczęły wypadać notatki. Z niechęcią schylił się i zaczął je zbierać, a rudzielec postanowił mu pomóc.
- Słyszałem, że Dystrykt Czwarty mają połączyć z Trzecim – powiedział niemalże szeptem.
Obywatel Trójki nagle zastygł i spojrzał zszokowany na przyjaciela. Widział w jego oczach smutek, ale także nienawiść do rządu. Wszelkie sprawy łączenia ze sobą dystryktów były bardzo delikatne i zakazane w akademii. Głównie przez to, że uczniowie byli mieszkańcami najróżniejszych części świata i by uniknąć zamieszek, wszelkie rozmowy na temat spraw polityczne były zakazane. Wyjątkiem były ogłoszenia Ojca Dyrektora, który informował studentów o zmianach na świecie.
- Ale to pogłoska… - starał się pocieszyć Sorana.
Ten wstał i wręczył brunetowi notatki. Schował je do teczki i przyglądał się bacznie przyjacielowi. Czuł się niezręcznie, jako obywatel Trzeciego Dystryktu, do którego mają być przyłączone nowe ziemie. Z tego zakłopotania wyrwał ich odgłos otwieranych drzwi. Stanął w nich blondyn o włosach długich do ramion. Spojrzał na nich swoimi niebieskimi oczyma i zmarszczył brwi.
- A wy o czym tym razem rozmawiacie? – fuknął.
Felix machnął ręką, że nie pora by o tym rozmawiać. Zwłaszcza, że za blondynem pojawiali się kolejni studenci jego wydziału. Młodzieniec zrozumiał o co chodzi i kiwnął głową, że mogą już iść. Wyjątkowo pospiesznie opuścili gmach Humanistyki i ruszyli w stronę szarych, betonowych bloków. W owych budynkach znajdowały się akademiki, gdzie studenci mogli odpocząć na chwilę od nauki. Weszli do jednego z bloków i powoli zaczęli się wspinać po schodach. Ich pokój znajdował się na ostatnim piętrze, czyli sam powrót z zajęć był bardziej męczący niż przebywanie na nich. Gdy w końcu otworzyli drzwi, każdy z nich padł na swoje łóżko ciężko sapiąc.
- Za jakie przewinienia mieszkamy na samej górze? – sapnął Felix.
- Wiesz co… Mówisz to samo od kiedy się tu uczymy, ale nigdy nie starasz się by coś z tym zrobić – jęknął Soran.
Nie słysząc wypowiedzi Wolfganga oboje podnieśli się z łóżek i spojrzeli na blondyna. Mężczyzna znudzony przyglądał się końcówką włosów, dopiero gdy zauważył, że jest obserwowany, podniósł się do pozycji siedzącej.
- No co? – wzruszył ramionami. – Jaki sens powtarzać to samo każdego dnia?
- I właśnie przez takie podejście tego idioty nie mamy jeszcze jednego współlokatora – mruknął Soran.
Odpowiedziało mu uniesienie brwi przez blondyna. Natomiast Felix spojrzał na puste łóżko, które nie miało właściciela. Nikt nie miał odwagi zamieszkać z nimi w pokoju, głównie przez dziwny tryb życia. W nocy Soran ślęczał nad biurkiem i wykonywał jakieś obliczenia. Oczywiście przy tym mamrotał i osoby nieprzyzwyczajone do hałasu nie mogłyby spać. Akurat Felix i Wolfgang spokojnie przesypiali noc, by za dnia urzędować. Właśnie wtedy gdy obywatel Czwórki odsypiał, oni pracowali nad swoimi projektami. Blondyn chodził przez cały pokój, czytając pod nosem jakieś dzieło, a mieszkaniec Trójki co chwilę przerzucał ciężkie książki na pomniejsze stosy. Jednym zdaniem osoba, która miałaby z nimi mieszkać, musiałaby mieć stalowe nerwy oraz twardy sen.
- W ogóle o czym wtedy rozmawialiście? – odezwał się Wolfgang, zdejmując marynarkę.
Przez chwilę brunet zapatrzył się na wygrawerowaną dwójkę, ale szybko się poprawił. Zerknął na Sorana, który zaczynał przysypiać. Przysunął się na skraj łóżka i zaczął szturchać przyjaciela za pomocą nogi. Rudzielec jedynie obrócił się na drugi bok, ignorując swoich znajomych. Felix ciężko sapnął i podszedł do blondyna.
- Ponoć chcąc przyłączyć Czwórkę do Trójki – szepnął.
- A wy znowu o polityce –westchnął Wolfgang. – Ale to są plotki, więc co się przejmujecie…
Brunet pokręcił głową i podszedł do biurka. Zaczął przeszukiwać książki, aż wyciągnął to co go interesowało. Był to zawinięty w rulon papier. Rozłożył go na stole, a rogi przytrzymał pierwszymi lepszymi egzemplarzami. Kiedy zakończył przygotowanie, podszedł do niego Wolfgang i spojrzał na mapę.
- Jak widzisz, jest to pierwotne rozłożenie Dystryktów – szepnął Felix i wskazał palcem pole z numerem siedem. – Te same plotki było o Siódemce, która aktualnie jest Sektorem Czwartym.
- Ale zauważ, że Dystrykt Trzeci jest jednym z największych. Po co przyłączać do niego kolejne ziemie, jeżeli ledwo daje on radę się utrzymać? A zapewne wybuchną kolejne zamieszki, jak te przy Siódemce… Nie lepiej jak chcą przyłączać to do Dwójki?
Spojrzał zaskoczony na przyjaciela. Nie spodziewał się takiego stronnictwa. Nie wiedział czy jest to spowodowane tym, że Wolfgang był obywatelem Dystryktu Drugiego czy może innym spostrzeżeniem. Blondyn palcem zaczął zataczać pewien obszar na mapie.
- Zgodnie z przyjętymi zasadami, Dystrykt Drugi i Czwarty zamieszkiwały kiedyś te same ludy… Tak samo jak ziemie Trójki. Więc najlepiej by było gdyby połączyć Czwórkę do pokrewnego Dystryktu.
Felix pacnął się otwartą ręką w czoło, zaskoczony, że o tym nie pomyślał. Jako student historii, uczył się o tym jakie ludy ponoć zamieszkiwały dane tereny. Oczywiście nie było wiadomo do końca co jest prawdą, ponieważ zakazywano wykonywania wszelkich badań. Nie rozumiał dlaczego Wielki Dowódca chce uniknąć odkrycia tego co się stało przed Wielką Rewolucją. Nawet nikt nie wie co kryje się pod tym pojęciem. Zamyślony spojrzał na dwie, wielkie czarne plamy na mapie świata. Co tam kiedyś było?

            Wyjątkowo podczas zajęć zamiast skupiać się na wykładzie profesora spoglądał co chwilę na zegar. Jego notatki składały się głównie z kilku zdań, które nie miały ze sobą nic wspólnego. W pewnej chwili siedzący obok kolega go szturchnął. Felix odruchowo pokręcił głową i spojrzał na niego zaskoczony. Jednak szybko zorientował się o co chodzi i podniósł się, parząc z oczekiwaniem na wykładowcę.
- Więc w którym roku nastąpiła Wsteczna Rewolucja i jakie były jej główne powody?
Nie cierpiał tego tematu, który polegał na mydleniu oczu i powtarzaniu tych samych informacji. Nic spoza informacji z podręczników nie miało prawa bytu.
- Miała miejsce w dwutysięcznym setnym roku… - Profesor kiwnął głową, że dobra odpowiedź. – Powody nie są znane.
Usiadł na krześle i udał, że zapisuje coś w notatniku. Czuł na sobie baczne spojrzenie innych studentów oraz wykładowcy. Powiedział to co uznawał za prawdę i czuł, że może się to źle skończyć. Mimo że wybrał właśnie historię jako swoją specjalizację to nie potrafił kłamać w żywe oczy. Zbyt bardzo pasjonował się tym wszystkim by wierzyć w to co wypisuje rząd.
- Wasz kolega ma częściowo rację – odezwał się wykładowca. – Nie wiemy dokładnie jakie były powody, ponieważ niestety istnieje zakaz wykonywania badań odnośnie tego co było przed Rewolucją… Ale mamy pewne wskazówki w podręcznikach…
Odetchnął z ulgą, że nie został skarcony. Spojrzał na profesora, który w tym samym momencie zerknął na Felixa znad okularów. Szybko zorientował się, że pracownik akademii także ma podobne zdanie co on. Po chwili rozległ się dźwięk dzwonu, który informował o chwilowej przerwie między wykładami. Studenci zaczęli pakować swoje notatki i przybory do toreb. Felix jak zwykle jako ostatni skończył się zbierać.
- Felix – zatrzymał się przy drzwiach.
Spojrzał przez ramię na profesora, który gestem ręki przywołał go do siebie. Niepewnie zszedł schodami na sam dół i podszedł do katedry wykładowczej. Mężczyzna nie był młody, co było widoczne po jego wyglądzie. Zmarszczki pokrywały jego twarz, włosy od dawna przestały wypadać. Był ubrany w ciemno zielone spodnie oraz kamizelkę, która wysiała na jego chudym ciele.
- Proszę Cię byś następnym razem odpowiadał zgodnie z tym co mówi nasza podstawa – szepnął.
- Ale jakim prawem mam kłamać?
W tym momencie zaczął żałować, że nie ugryzł się w język. Jednak profesor uśmiechnął się lekko i położył swoją rękę na ramieniu studenta.
- Cieszę się, że masz prawdziwe powołanie – w jego oczach było widać wzruszenie. – Ale wśród studentów może być ktoś kto zgłosi Ciebie rządowi… Nie ryzykuj swojego życia dla takiej błahostki.
Niechętnie zgodził się i opuścił salę. Gdy wyszedł na korytarz, poczuł jak ktoś go ciągnie w bok. Zaskoczony nie opierał się, jednak po chwili próbował się wyrwać.
- Weź się uspokój… - szepnął Wolfgang.
Usłuchał przyjaciela i podszedł z nim na dziedziniec, gdzie było najmniej uczniów. Nie dziwił się temu, ponieważ zapowiadało się na deszcz. Przeszli pod arkadami i w końcu dotarli do samotnej ławki, między drzewami.
- Od kiedy opuszczasz swój wydział na przerwach? – zaśmiał się Felix.
- Miałem ważny powód więc siedź cicho – syknął, a brunet posłusznie zamilkł. – Podczas zajęć, zauważyłem przez okno, że na podjazd dyrekcji przyjechał goniec.
- Wysłaniec na koniu… Też mi coś ważnego – westchnął historyk i zaczął przecierać swoje okulary.
- Właśnie nie był na koniu. I nie przerywaj mi!
Felix spojrzał zaskoczony na przyjaciela i chociaż go nie widział, nie mógł pohamować odruchu. Wolfgang wyciągnął mu z ręki okulary i założył na nos.
- To na czym był?
Wzruszył ramionami i na chwilę umilkł, starając się wymyśleć jak to pisać historykowi. Ciężko westchnął i spuścił głowę.
- Nie wiem… Ale nie było to zwierzęciem – szepnął. – Wyglądało na dorożkę, ale bez konia.
- Samojezdna dorożka! – krzyknął podekscytowany.
- Ciszej!
Zakrył koledze usta i rozejrzał się na boki. Ku jego uldze, nie było nikogo w pobliżu. Pokręcił głową, niezadowolony z głupiego posunięcia Felixa. Ten się zmieszał i ze skruchą spuścił głowę.
- Jakby tu był jakiś mechanik to na pewno byśmy mieli kłopoty – warknął blondyn. – Jednak coś takiego musi pochodzić z Dystryktu Zero, czyli…
- Posłaniec z informacją polityczną – dokończył za niego Felix.

Wolfgang kiwnął głową i w tym momencie zaczął dzwonić dzwon. Oboje poderwali się z ławki i pobiegli w stronę gmachu uczelni. 

wtorek, 24 grudnia 2013

Prolog

            Nigdy źle nie wspominałem lat dziecięcych, chociaż nie zawsze były one szczęśliwe. Wiele razy podpadałem rodzicom, zwłaszcza ojcu, który odkąd pamiętam lubił dużo pić. Dzisiaj nie kryję się z tym, że żyłem z alkoholikiem, który potrafił wydać moje pieniądze przeznaczone na podręczniki by napić się swojej ukochanej nalewki. Jednak wtedy było mi wstyd, kiedy inne dzieci śmiały się z mojego zataczającego się ojca, a zarazem ze mnie. Rzadko kiedy miałem kupowane nowe ubrania, a co dopiero zabawki czy książki. Nie było czasu na stanie w długich kolejkach. Co z tego, że przysługiwały nam kartki na odzież? I to nie byle jaką, ponieważ mimo swojego nałogu mój ojciec posiadał najbardziej opłacalny zawód – górnika. Właśnie oni mieli największe przywileje oraz lepszej jakości produkty. W miastach górniczych sklepy zawsze były dobrze zaopatrzone i pojawiały  się importowane artykuły. Kolejki nie istniały, bo w końcu niczego tam nie brakowało. Jednak ja z moją matką nie mieszkaliśmy tam, niestety wszechobecny pył i ciężkie powietrze nie sprzyjało naszemu zdrowiu. Więc żyliśmy w naszym rodzinnym miasteczku, a ojciec wracał gdy dostawał urlop. Przyjeżdżał z wypłatą, jeśli jej po drodze nie wydał.
Często zdarzało się, że musieliśmy wyżyć z pensji mojej matki, która pracowała w bibliotece. Kiedyś był to opłacalny zawód, ale kiedy rząd wprowadził cenzurę na starych utworach, a nowe wypełnił ideami propagowanymi przez Wielkiego Dowódcę, więc ludzie przestali wypożyczać książki. Czasami dało się trafić na stary egzemplarz sprzed Wstecznej Rewolucji, który jakimś cudem został poddany powieleniu i uniknął palców cenzorów. Jednak gdy niechcący jedna z takich książek trafiła do Senatora automatycznie został wydany dekret by spisać podobne utwory na zakazaną listę. Pamiętam te nieszczęsne dwa lata gdy zbierano tytuły i automatycznie zakazywano ich sprzedaży i wypożyczeniu. Właśnie wtedy ruszyły podziemne drukarnie, które starały się udostępnić książki każdemu, kto chciał znać chodź skrawek historii sprzed Rewolucji. Sam miałem okazję przeczytać parę takich utworów i miałem wrażenie, że kiedyś żyło się o wiele lepiej. Niestety dość szybko odkryto wszelkie drukarnie i by odstraszyć kolejnych rewolucjonistów rozkazano spalić wszystkie zakazane księgi.
Nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy moja matka otrzymała drogą pocztową rozkaz. Od razu pobiegła do biblioteki by uchronić te książki, które ukryła przed wścibskimi. Nawet nie zdążyła przygotować śniadania, a ja sam wziąłem zakazane egzemplarze i zakopałem w ogrodzie. Nie chciałem tak samo jak ona by uległy one zniszczeniu. Mi się to udało, ale mojej matce nie. Gdy dotarła do biblioteki już czekali funkcjonariusze, którzy mieli dokonać zniszczenia. Nie miała wyboru i musiała przekazać im wszystkie księgi, które zostały skazane na spalenie. Gdy powróciła do domu, widziałem po niej, że ta praca już nie daje jej tyle radości co kiedyś. Chociaż byłem młody, potrafiłem to rozpoznać.
            Teraz gdy się nad tym zastanawiam to od dziecka wiedziałem o panującym złu i kłamstwach osób rządzących. Nie widziałem tego utopijnego dobra, które wskazał nam pierwszy Wielki Dowódca, a jego następcy poprawiają. Miałem wrażenie, że utopia nie może istnieć na tym świecie. Utwierdziło mnie to w przekonaniu pewne wydarzenie w szkole. Zawsze przed rozpoczęciem pierwszych zajęć oddawaliśmy hołd aktualnemu Wielkiemu Dowódcy i mu winszowaliśmy. Pewnego razu odmówiłem wykonywania tej absurdalnej czynności. Na oczach całej klasy zostałem schłostany przez nauczycielkę, a później zaprowadzony do  dyrekcji. Na miejscu także zostałem ukarany cieleśnie i wysłano kogoś po moją matkę. Gdy pojawiła się cała blada, dyrektor przedstawił jej mój występek i zaznaczył, że jak to się powtórzy to powiadomi odpowiednie władze, a ja sam zostanę zesłany na roboty. Oczywiście w najlepszym przypadku, bo bardziej prawdopodobne było rozstrzelanie. Matka zabrała mnie do domu i zbiła mnie skórzanym pasem ojca, płacząc przy tym bym więcej tak nie robił. Nigdy tak nie płakała jak wtedy i postanowiłem odgrywać tą szopkę byleby już nie widzieć jej łez. Można powiedzieć, że świat był okrutny nawet dla dzieci, ale ja i tak cieszyłem się z życia. Może i moi rówieśnicy jeździli rowerami po polach i zwiedzali pobliskie wsie, ale ja miałem coś lepszego. Nie było mnie stać na rower, ale chodziłem po okolicznych lasach i górach przy czym poznawałem takie sekrety, że spokojnie rząd mógłby wydać rozkaz zabicia mnie za poznanie tajemnic, które zaszkodziłby ideom utopii. Tyle historii było ukrytej w okolicy i to właśnie tej sprzed Rewolucji, że rozkochałem się w tej dziedzinie.
            Po ukończeniu szkoły przygotowawczej, chciałem wspiąć się na wyższy stopień w karierze naukowej. Niestety mój ojciec poważnie się rozchorował i nie mógł pracować, czyli nie dostarczał nam tych lichych resztek z pensji. Więc udałem się do galanterii, gdzie zostałem subiektem. Stary właściciel codziennie uderzał mnie skórzanym rzemykiem i do tej pory nie wiem za co. W pewnym sensie to był jego zwyczaj. Dzięki niemu moja wiedza matematyczna poprawiła się i automatycznie odkryłem, jak słabą mamy oświatę. Tak samo nauczyłem się rozpoznawać akcenty z innych dystryktów oraz sektorów, co nie jest tak łatwe jak mówili w szkole. Mimo, że używamy jednego języka national, to jednak każdy sektor ma inną wymowę i czasami trudno zrozumieć o co chodzi. Mimo, że praca była trudna to lubiłem starego Pryncypała. Zawsze gdy miał okazję i nie było klientów w sklepie, opowiadał o przeszłych latach. Nawet mówił, że pamięta czasy sprzed Rewolucji, chociaż dobrze wiedziałem, że było to niemożliwe. Ale z zapartym tchem słuchałem jego opowieści o czasach gdy żyło się lepiej. Najbardziej intrygowało mnie to, że wtedy nie istniało jedne potężne państwo, a było ich setki. Każdy z „krajów” (bo takiego sformułowania używał Pryncypał) miał odrębną kulturę i język, co wydaję się niemożliwe w czasach gdy coś takiego nie istnieje. Pewnego razu do naszej galanterii został przyjęty nowy subiekt. Był to mężczyzna o wiele starszy niż ja i miałem wrażenie, że nie zależy mu na tej pracy. Chociaż była ona opłacalna i moje zarobki utrzymywały rodzinę, po tym jak zamknięto bibliotekę. Pryncypał mimo nowej twarzy dalej opowiadał swoje historie co niestety go zgubiło. Jakiś czas później gdy przyszedłem do pracy, funkcjonariusze zabrali Pryncypała i zakład został oddany nowemu subiektowi. Od razu zrezygnowałem z pracy, nie chcąc pracować z osobą, która skazała starego właściciela na śmierć. Jednak potrzebowałem pieniędzy, więc zacząłem udzielać lekcje dzieciom z bogatych domów. Nie były to duże zarobki, ale wystarczyły na podstawowe potrzeby, a moja matka najęła się jako szwaczka by mi jakoś pomóc.
            Pewnie zastanawiacie się po co napisałem taki list i wrzuciłem go do tej kapsuły czasu, którą zapewne odkopaliście. Jak widać nie jestem dobrym dziennikarzem, by przekazać wszystko co się dzieje na świecie. Łatwiej było mi napisać coś w formie pamiętnika, przedstawiając swoje życie. Nie wiem czy coś się zmieniło podczas przebywania tego listu w kapsule. Jednak macie przykład życia człowieka z moich czasów. Oczywiście wiele rzeczy pominąłem, na wypadek gdyby przejął go rząd. Tak samo nie podpiszę się na samym końcu by moja rodzina nie miała przez to problemów.


Dystrykt 3, Sektor 2, Republika 1

_______________________________
Witam wszystkich wraz z moim nowym dziełem "Wsteczna Rewolucja". Jak na razie przedstawiam króciutki prolog, który jak widać jest w formie listu. Mam nadzieję, że nie odstraszy was to od opowiadania. Nie wiem jak długie ono będzie, bo mimo zarysu nie potrafię określić jak się rozpiszę. Największym wyzwaniem dla mnie będzie przedstawienie realiów świata i postaram się by były one łatwe do zrozumienia i wyłapania.